Powołano gniazdo, piskląt pełno Każde chce zjeść, kiszki zapełnić Niebo wie, czy ich życzenia się spełnią W grupie raźniej, wszystkie bobo dzielni.
Nagle na niebie plama, słońce przyćmiewa Pisklęta łeb w górę, od prawa do lewa Któremu do dzioba, ta tłusta glizda Które się podda, nie bocian a cienizna.
I nagle nieszczęście! Plusk w bagno, jedno pisklę wypadło.
Wreszcie wylądował Stary, co ma sto trzydzieści trzy żabie dziary. Nie mógł się nadziwić, jak to możliwe, moje dzieci, a takie ofiary? Wybrał drugie, czarnawe na grzbiecie, pewnie z sąsiadki kaczej. Co zrobił? Wyrzucił do pary. Bociany żyją inaczej.
I tak się zapętla, historia słabości. Krzywda była, jest i będzie. I tyleż też złości. Ku chwale i konstytucji panującej tu naturalności.
Wpadła do pokoju. Pośpiech był uzasadniony. Ale się zawzięła. Przyjaciółka przytargała przyjaciela. Rozwaliła wszystko, jak ten słoń w porcelanie. Wreszcie stanęła. Patrzą wszyscy, co się zaraz stanie.
– Gdzie to jest? – syknęła zadyszana. Jako, że w pokoju była sama, pozwoliła sobie na więcej, po stu schodach skołatana. – Gdzie to, kurwa, jest?! W końcu lustro rzekło cicho: – Nie ma. Po prostu nie ma, moja Cruello de Licho. – Cicho, łgarzu. Piękna i bogata. Taka jestem! Doskonała! …tylko uwypuklić trzeba. Ktoś mi schował, a tutaj przecież stała… – Kto miał schować. Spójrz. – Gdzie? – W sufit. We mnie spójrz. Spojrzała. Chwila ciszy, jak przystało, była krótkotrwała. Wzrok, podobnie jak jej lico szklane, nielojalnie prześwietlił dawną damę. Wnet wyszukał najgłębszą szramę, potem przeskoczył ponad zapadniętym policzkiem; prawie już ominął kostropate usta, ale i to się nie udało! Nawet, kiedy polizała je swym wątłym już języczkiem. W końcu poczuła się, jak astronauta skaczący po dziurawym księżycu, ze smutkiem stwierdzając, że to ostatni etap w jej życiu. – Jezu, niemożliwe. Jak ja się pokaże?! Tak być nie może. Gdzie ona jest, co się w końcu tu okaże?! Zwierciadło ścichło. Integralność ważniejsza jest od prawdy, prawdę tę zna prawie każdy. – Jest! – krzyknęła znów, jak po walce o życie. Szminka leżała nieopodal. Tyle, że przykryta beretem należycie. – Ożeż ty włochaty skurw… Co za ścierwo chińskie i chu…! Po chwili miała już wychodzić. Nagle lampka, tyle, że w jej głowie. – Leki… – szepnęło, jak echo po niesłyszalnym słowie. Obejrzała się złowrogo. Lustro naprężyło się jak mogło, beret dostał gęsiej skóry. Szminka zaś cofnęła się w głąb złotej rury. – Ty…? Ty mi będziesz jeszcze mówić, ladacznico czerwona! Odpowiedzi nie usłyszała. Awantura zakończona.
Od jakiegoś czasu mieszkam w mieście duchów. Mój dom znajduje się na przedmieściach, ale powoli dochodzę do wniosku, że w mieście tym nie ma żadnego centrum. Takiego, do którego jedziesz popracować albo rozerwać się. W ogóle nie ma tu rozrywek polegających na docenianiu większej czy mniejszej sztuki, jedzeniu smakowitości czy piciu. Czegokolwiek. Są białe domy obrośnięte wysokimi krzewami ciernistego typu. Identyczne bryły ze szpiczastym dachem ciągną się po horyzont. Ulice między nimi to szerokie pasy równo przyciętej trawy. Żadnego asfaltu, znaków drogowych, chodników. Nic. Całość infrastruktury publicznej ogranicza się do skrzynek pocztowych, które znajdują się przy każdym z domów.
Słyszeliście historię o starym dziadu, który podchodzi pod okna niegrzecznych dzieci? Kiedy byłam mała, mama często zostawiała mnie u babci na wsi. Ta wieczorami często opowiadała mi o pewnym człowieku mieszkającym za lasem. Mówiła, że jest to człowiek zły. Tak zły, że nawet księżyc w pełni nie podaruje mu choć ociupinki swego blasku. Tak okrutny, że nawet ropuchy w okolicznym stawie boją się nastrajać w nocy. Wreszcie, tak bezduszny, że gdy kiedykolwiek w nocy otworzy się oczy, a w oknie ujrzy nieruchomą sylwetkę starego dziada, ten przez nie przejdzie i zabierze cię wprost do straszliwego piekła.
Był fanatykiem myślistwa. Miał też pewien problem z alkoholem. Żona ciągle była zła, a dorosły prawie już syn zaczął znikać na nocne libacje w lesie nieopodal. Kiedy kumple z kółka łowieckiego mówili mu, by nie lazł na polowanie w takim stanie, on uważał, że to zwykła słabość przez druhów przemawia.
Tej nocy znów coś upolował. Miał coś takiego w oku, że zwierzyna sama pchała mu się mu pod muszkę, a nawet jak nie, to sam ją sobie znajdował. Spełnienia nie było było końca. Co prawda coś; może mrok, a może jego zamroczenie, kazały mu odpuścić patroszenie, ale wiedział, że księżyc znów mu dobrze życzy. I znów w błędzie byli oni, nie on. I tyle z tej pięknej nocy pamiętał.
Portal GROZOWNIA.PL postanowił dać mi szansę i możliwość wypowiedzi na kilka kwestii związanych z EGOEXI! Podobno wyszło nieźle, toteż zachęcam do lektury w wolnej chwili!
▷ GENERAŁ RAWLS to jeden z kluczowych bohaterów drugoplanowych. ▷ Jest amerykańskim generałem, który dowodzi wojskami NATO broniącymi Polski przed postępującą Inwazją ze wschodu. To patriota, gotowy poświęcić wiele dla swojego kraju. ▷ Za zasługi dla ojczyzny otrzymał od Prezydenta USA obietnicę objęcia dowodzenia nad pierwszą placówką US ARMY na Marsie, którego pełnoprawna kolonizacja rozpocznie się za kilka lat.